SCM player skins

niedziela, 22 czerwca 2014

Rozdział 2

28 lipiec 02:34 2014 rok

Oparłam się plecami o ścianę kamienicy. Cholerna suka, niech no ją tylko dorwę!. Przyciskałam dłoń do obficie krwawiącego boku. Musiała mnie trafić, nie? Teraz jestem łatwiejszym celem. Oderwałam dłoń i syknęłam z bólu. Chciałam krzyczeć ale wtedy łatwo by mnie znalazła i dobiła.
Ciemność i szalejąca burza utrudniały mi skuteczne namierzenie wroga. Przeładowałam broń. Los serio nie jest dziś po mojej stronie. Tylko cztery naboje. Może lepiej będzie jak się wycofam? Jestem głupia to jest wręcz nie możliwe. Znajduję się w samym środku dzielnicy "Angel Road", a to przecież teren Demonów. Tym razem się wpakowałam w tarapaty większe niż zwykle. Nawet jeśli zdołam uciec to w domu siostra i tak mnie zabije z pomocą Laxus'a.
Przymknęłam powieki i się skupiłam. Muszę być czujna nawet jeżeli ból mi w tym nie pomagał. Usłyszałam kroki. Wyraźne chlupotanie wody przy spotkaniu z glanem. Jest blisko, zbyt blisko.
-No, Monstra gdzie jesteś "Wielki Potworze"?-w głosie Crony wyczułam pogardę i przesadną pewność siebie. Nie docenia mnie, przeklęta suka. Zacisnęłam dłonie na broni. Jeden celny strzał i uwolnię świat od jednej z wielu idiotek. Szkoda, że z celnością u mnie kiepsko. Dobra liczę do trzech. Raz. Dwa. Ech...KURWA TRZY!
Wyskoczyłam zza budynku i pociągnęłam za spust. Stała tyłem do mnie. Cholera, nie trafiłam. Forks odwróciła się. Jej twarz zdobił psychopatyczny uśmiech.
-Biedna mucha...-wycelowała i strzeliła. Zdążyłam szybko się usunąć z pola "śmierci". Jęknęłam gdy moje stopy znów dotknęły ziemi. Wycelowałam. Krzyknęła. Z jej ramienia zaczęła sączyć się czerwona ciecz. Ale ja nie strzeliłam...
-Ty pieprzony...- nie do kończyła tylko uciekła w jakiś zaułek. Co jest?! Upadłam na ziemię. Krew zaczęła lecieć szybciej,a ból się podwoił. Zacisnęłam zęby żeby nie krzyknąć. Ktoś się na de mną nachylił. Podniosłam wzrok. Zamurowało mnie.
-Nate zawsze musisz się wpakować w niezłe gówno co?
-Gajeel?!-tak to jedyne co potrafiłam w tej chwili z siebie wykrztusić.

02:54

Zamknął za mną drzwi. Byliśmy w niewielkim mieszkaniu w którym niegdyś mieszkał wraz z Metalicaną. Nie była tu od lat, gdyż przed 15-stoma laty się wyprowadzili lecz nie sprzedali mieszkania.
-Siadaj.-wskazał na łóżko. Przez drogę starałam się tamować krwawienie z pomocą chusteczek higienicznych, które i tak szybko się skończyły. Gajeel wyszedł z pokoju po czym wrócił z arsenałem medycznym. Moment on umie wyciągnąć z rany kule? Oby.
-Ściągnij bluzkę.-nakazał bez zająknięcia. Czerwony rumieniec wpłynął na moje policzki. Mimo to, wykonałam polecenie. Ukazałam mu jednocześnie opalony, płasku brzuch, czarny koronkowy stanik i nawet ciekawej wielkości piersi. To spowodowało, że rumieniec się powiększył. Czułam to. Usiadł obok mnie i przyjrzał się niewielkiej ranie.
-Ty tu kuli nie masz...
-Musiała mi wypaść.-mruknęłam. Zaczął tamować krwawienie, które i tak było niewielkie-Czemu wróciłeś?
-W Acalympha nigdzie nie ma roboty to stwierdziłem, że mogę tu poszukać.
-Metalicana nie przyjechał z tobą?
-Jakoś nie miał ochoty.-odparł. Krwawienie ustało. Zabrał się za opatrunek. Miał ciepłe dłonie. Czułam to ilekroć dotykał mojej skóry opuszkami palców.
-Co cię podkusiło, żeby w środku nocy nawalać się z jakąś babą?-wyczułam w jego głosie złość, a jednocześnie troskę. Szykuje się ochrzan...
-Jakoś tak...
-...wyszło? Piętnaście lat mieszkania pod jednym dachem ze Salamandrem ci się opłaca!-w geście złości odwróciłam się do niego plecami i założyłam ręce na piersi. Gajeel zawiązał bandaż. Czułam jak wzrokiem wędruje po moich placach, jak zatrzymuje się na mojej bliźnie. Tej cholernej bliźnie. Poczułam jak palcem dotyka jej górnego krańca i zjeżdża w dół. Jego dotyk wywołał u mnie ciepły dreszcz. Mam nadzieję, że to nie zauważył. Wstał.
-Gdybym był...
-...szybszy?-przerwałam mu-Ocaliłeś mi życie idioto.
-Ta blizna...
-...jest niczym!-warknęłam i również wstałam. Podeszłam do przyjaciela i chwyciłam jego dłoń. Po chwili jednak puściłam gdy spostrzegłam stojące na komodzie zdjęcie. Gajeel nie lubił zdjęć. Fotografia przedstawiała młodą dziewczynę o krótkich niebieskich włosach, brązowych oczach i pięknym uśmiechu. Była piękna. Czyżby to ta która skradła mu serce?


Poczułam nieprzyjemne ukłucie w sercu. Czyli ma kogoś? Mam nadzieję, że jest szczęśliwy. Spuściłam głowę by ukryć smutek na mojej twarzy. Gajeel ziewnął przeciągle. No tak! Jest środek nocy. Zatrzęsłam się z zimna. Tak się kończy bieganie po mieście w nocy w czasie burzy.
-Trzymaj.-rzucił w moim kierunku jedną ze swoich T-shirt'ów. Spojrzałam na niego jak na dziwaka.
-Zapomnij, że cię stąd wypuszczę o tej godzinie. Przebieraj się i spać!-opuściłam pokój i skierowałam swe kroki do łazienki. Zamknęłam za sobą drzwi. Ściągnęłam przemoknięte do ostatniej nitki spodnie i zabłocone glany. Założyłam na siebie jego koszulkę. Dało się wyczuć wodę kolońską. Droga, ładnie pachnie. Sięgała mi prawie do kolan. Jaki ze mnie karzeł!
Opuściłam toaletę i wróciłam do pokoju. Łóżko jak i kanapa były już pościelone. Redfox szykował się do spania na tym drugim.
-Zapomnij, to twoje mieszkanie! Nie będę cię wyganiać z własnego wyrka!
-Przymknij się młoda i idź spać. Nie martw się kilka godzin na kanapie mi nie zaszkodzi.- westchnęła i położyłam się na łóżku. Niezbyt wygodnym ale i tak bardziej niż ta sofa. Zamknęłam oczy. Swoją drogą, gdy byłam mała nie zasnęłabym gdyby Gajeel przy mnie nie był. W ciągu tych piętnastu lat zdążyłam się odzwyczaić.

28 lipiec 08:12

Otworzyłam powoli oczy. Chwilę mi zajęło kojarzenie faktów z dzisiejszej nocy. Na szafce leżała moja komórka. Wyciągnęłam spod kołdry rękę i go chwyciłam. Zobaczmy:

Siostra 
Nie odebrane połączenia (11)

Lax
Nie odebrane połączenia (8)

Jaszczurka*
Nie odebrane połączenia (19)

Sms od: Jaszczurka

Cholera, jesteś na mieście z Emily?!

Nie ma to jak nadopiekuńcze rodzeństwo. Podniosłam się do siadu i rozejrzałam po pomieszczeniu. Gajeel stał przy szafie. Ubierał się. Właśnie wkładał czarną bluzę z napisem "My life My problems"
-Wstała księżniczka?-zaśmiał się.
-Wstała.-odparłam i wstałam. Ruszyłam do toalety gdzie suszyły się moje spodnie. Założyłam je. Potem pomęczyłam się trochę z butami. Wróciłam do pokoju. Badawczo przyjrzałam się mojej bluzce. Poza ogromną plamą krwi i dziurą jest ok. 
-Trzymaj!-rzucił w moją stronę bluzą. Trafił w głowę. Ubiór spadł na podłogę skąd go podniosłam. Ściągnęłam koszulkę i założyłam czarną, ciepłą bluzę. Kurwa! Nawet to nim pachnie!
-Odprowadzę cię pod bar.-oznajmił i ruszył w kierunku drzwi.



wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 1

Witam wszystkich.
Ja mam tylko jedną prośbę i daję czytać.
Neko daj mi swoje GG!
Zapraszam na notkę xD
____________________________________________

28 lipca 2014 05:26
Obudziłam się wcześniej niż zwykle. Ubrałam się szybko i poszłam do kuchni. Dzisiaj moja kolej robienia śniadania. Wzięłam składniki i mój ukochany nóż. Szybko zaczęłam kroić warzywa i szynkę. Posmarowałam większość chleba masłem. Po chwili skończyłam robić kanapki. Wzięłam jedną, a resztę schowała do lodówki. Z kieszeni wyjęłam kartkę i długopis. Napisałam wiadomość i zostawiłam ją na stole.

Kanapki macie w lodówce. Kawę i herbatę sobie zrobicie sami.

Smacznego.

  Emily                               

Ps: Natsu zostaw trochę kanapek reszcie, głodomorze.

Szybko umyłam naczynia i je wytarłam. Mój nóż schowałam do kieszeni. Wyszłam z domu zabierając wczoraj kupione kwiaty.
Skierowałam swoje kroki na cmentarz. Po kilku minutach dotarłam do celu. Szybkim krokiem przechodziłam pomiędzy nagrobkami aż dotarłam do tego którego szukałam. Widniał na nim napis:

Sara Dragneel
Zm. 28 lipca 1999
Pokój jej duszy

Jak zawsze usiadłam po turecku przed nim.
- Cześć mamo. - zaczęłam "rozmowę" z moją mamą - U mnie i Natsu wszystko dobrze. Natsu dalej tłucze się z Gray'em. Ja przestałam się bawić nożami po kątach. Tak jak chciałaś. Teraz tylko rzucam nimi do celu. Pamiętasz jak tata pierwszy raz mi pokazał jak się rzuca nożem? Wtedy ty mu zagroziłaś pistoletem. I tak było już za późno bo mi się to spodobało. W zeszłym tygodniu znowu wpakowałam się w bójkę. Nie martw się, nic mi nie jest. Wygrałam. Wiesz, ostatnio myślałam nad słowami taty po twojej śmierci. Nie zgadzam się z nimi. Tata nie był za słaby. To ty byłaś za silna. Nie wiem czy ja bym umiała postąpić tak jak ty. Ciekawi mnie kiedy tata wróci. Wtedy zostawił nas z dziadkiem ale nie mam mu tego za złe. Mam nadzieję, że ty też. Ostatnio mało się dzieje. Natsu walczy z jakimś chłopakiem co jakiś czas, ale nie chce mi nic o nim powiedzieć. Ja już będę szła mamusiu. Pa.- wstałam z ziemi, wymieniłam stare kwiaty i zapaliłam znicz. Powoli odeszłam od jej grobu. Znowu przechodziłam obok tych wszystkich nagrobków. Nagle z kimś się zdarzyłam. Upadłam na ziemię. Rozejrzałam się i zauważyłam czarnowłosego chłopaka mniej więcej o dwa lata ode mnie starszego.
- Przepraszam. Nie patrzyłem gdzie idę.- powiedział podając mi rękę - Zeref.
- Emily. Też zbytnio pod nogi nie patrzyłam.- odpowiedziałam łapiąc go za rękę i wstając. Otrzepałam się.
- Nic ci się nie stało?- spytał. Spojrzałam na siebie i zauważyłam tylko zdarty łokieć.
- Nic, tylko zdarłam sobie łokieć.- powiedziałam uśmiechając się.
- Może dasz się zaprosić do kawiarni nie daleko?- spytał.
- Czemu nie?- odpowiedziałam. Skierowaliśmy się w kierunku kawiarni ,,Brama do nieba''. Nigdy w niej nie byłam. Podobno dają tam najlepsze ciasto truskawkowe w mieście. Kupię kawałek dla Erzy. Weszliśmy do środka i zajęliśmy stolik przy oknie.
- Ile masz lat,Emily?- spytał po chwili.
- Dziewiętnaście. A ty?- odpowiedziałam.
- Dwadzieścia jeden.- rzekł spokojnie.
- Mój starszy brat ma tyle samo.- powiedziałam uśmiechając się. Ciekawe czy Natsu zostawił kanapek reszcie.
- Co zamawiacie?- spytała na oko dwudziestoletnia kelnerka.
- Dwa kawałki ciasta truskawkowego.- powiedział Zeref. Kelnerka zapisała na kartce zamówienie i odeszła.
- Jesteś z Magnolii?- spytałam z ciekawości.
- Tak. Całkiem niedaleko. A ty?- odpowiedział.
- Ja w centrum razem z bratem, przyjacielem brata, przyjaciółką, jej siostrą, kolegą, jego siostrze, znajomym i jego dziadkiem.- wyliczałam na palcach.
- Dużo was.- powiedział.
- No wiem. Ale dzięki temu jest zabawniej.- uśmiechnęłam się - Na przykład mój brat ciągle się tłucze ze swoim przyjacielem, ja ich uspokajam rzucając między nic noże...- zaczęłam.
- Rzucasz w nich nożami?- przerwał mi.
- Mam cela. Tata mnie nauczył gdy miałam trzy latka.
- Ciekawe. Ja mieszkam tylko z ojcem.
- Wasze zamówienie.- powiedziała kelnerka stawiając przed nami ciasta - Coś jeszcze?
- Nie. Poproszę rachunek.- powiedział Zeref. Kelnerka położyła rachunek na stoliku. On od razu zapłacił.
- Wygląda pysznie!- powiedziałam do niego gdy już poszła.
- Nie jadłaś tu ciasta?- spytał.
- Nie, ale już jakiś czas planujemy się tu z koleżanką wybrać. Ona uwielbia truskawkowe ciasto.- rzekłam myśląc o Erzie - Raz mój brat i kolega prawie zginęli jak podczas bójki niechcący zrzucili jej talerz z ciastem. Padłam ze śmiechu.- uśmiechnęłam się na samą myśl o tamtym zdarzeniu.
- Musi być u was zabawnie.- powiedział.
- Nom. Najzabawniej jest kiedy przychodzi Liss. Ciągle się do mojego brata lepi. A on jest takim debilem, że nie zauważył nic od trzech lat.- powiedziałam śmiejąc się. Zeref spojrzał na zegarek.
- Przepraszam, muszę już iść. Zapiszesz mi swój numer?- powiedział wyjmując telefon.
- Tak.- wzięłam telefon czarnowłosego i szybko wpisałam swój numer.
- Cześć.- powiedział odchodząc od stolika.
- Pa.- pomachałam mu. Sama również wstałam i podeszłam do baru.
- Słucham?- powiedziała zielonowłosa kobieta.
- Poproszę jedno ciastko truskawkowe na wynos.- powiedziałam.
- 180 jenów (ok. 5-6 zł?)- powiedziała podając mi pakunek. Zapłaciłam i wyszłam. Włożyłam małą paczkę do torby i wolnym krokiem ruszyłam w stronę baru ,,Tenrou''

10: 25
- Gdzie ona jest!- usłyszałam krzyk dochodzący z środka.
- Kto?- spytałam wchodząc.
- Szukam Emily!- krzyknął Natsu po czym spojrzał na mnie - Gdzie ty byłaś!?- krzyknął na mnie.
- Na cmentarzu, a potem w kawiarni ,,Brama do nieba''.- powiedziałam uspokajając brata - A właśnie Erza!- powiedziałam odchodząc od niego.
- Co?- spytała.
- Mam dla ciebie ciasto.- na te słowa oczy czerwonowłosej zaświeciły się. Podałam jej pakunek. Szybko rozpakowała ciasto. I wzięła kęs.
- Ale pychota!- krzyknęła. Odeszłam od niej i poszłam szukać Nate.
- Nate!!!- wparowałam do jej pokoju z krzykiem.
- Nie drzyj się tak!- powiedział ktoś. To na pewno nie Nate. Rozejrzałam się.
- Gajeel!- krzyknęłam jeszcze głośniej. Nagle oberwałam poduszką.
- Zamknij się.- powiedziała Nate. Siedziała w dużej czarnej bluzce - A tak w ogóle gdzie ty byłaś?
- Może mi się pochwal co robiłaś w nocy.- przeniosłam wzrok na Gajeel'a.
- Bawiłam się z Croną.- powiedziała.
- Dlaczego nie zabrałaś mnie ze sobą? A gdyby cię trafiła!?- krzyknęłam na nią.
- Trafiła mnie.- powiedziała. Gdy miałam się odezwać dodała - Gajeel nas zauważył. Jej strzelił w ramię, a mnie zabrał i opatrzył.
- Aha.- powiedziałam - Jak coś idę na dół.- dodałam wychodząc.
- Oki.- powiedziała.
- Spotkam ją, a nie odejdzie żywa.- zaczęłam mamrotać pod nosem. Byłam wkurzana - Rzucę w nią moim ukochanym nożykiem. Prosto między oczy. Nate też oberwie. Tylko, że z pięści. Znowu poszła tam sama nikomu nie mówiąc.- weszłam do baru dalej mamrocząc - Cześć wszystkim!- krzyknęłam.
- Cześć.- odpowiedziała Erza siedząca najbliżej. Reszta mnie nie usłyszała przez kolejną bitwę.
- Nie uspokoisz ich?- spytałam. 
- Nie chce mi się.- powiedziała.
- To ja do nich dołączę! - krzyknęłam rzucając się na najbliżej stojącego Gray'a

15:59
- To nie był mądry pomysł.- powiedziałam do Gray'a leżącego pod stołem na którym leżałam.
- Sama do nas dołączyłaś.- odpowiedział. 
- O tym mówię. Mogłam sobie siedzieć z Erzą. Przynajmniej nie zgubiłabym mojego noża.- powiedziałam. 
- Co tu się stało!- zawołała Nate wchodząc.
- Zgadnij!- odkrzyknęłam. Podeszła do mnie.
- Nawet ty?- spytała mnie.
- Nudziło mi się trochę. To jest niezła zabawa! Tylko mi nóż gdzieś wyleciał.- powiedziałam siadając na stole. 
- Masz.- powiedział Gajeel dając mi nóż.
- Gdzie go znalazłeś!- spytałam.
- Koło schodów.- powiedział obojętnym tonem.
- Aha. Dzięki. Nate chodź!- złapałam ją za dłoń. Zaciągnęłam ją do mojego pokoju. Jak zwykle rozłożyła się na moim łóżku. Ja sięgnęła do szafy wyjmując dużą paczkę ciosów i dwa w miarę chłodne piwa. Usiadłam obok niej na moim łóżku. Otworzyła puszkę.
- Co chciałaś?- spytała biorąc łyka.
- Wiesz, że mnie dzisiaj długo nie było?- zaczęłam otwierając swoją.
- Nom. Jaszczurka wydzwaniał do mnie i SMS napisał.- powiedziała.
- Ups. Zapomniałam fona.- szepnęłam - No, wiec gdy szłam z cmentarza wpadłam na przystojnego chłopaka...- odpowiedziałam jej zdarzenie - No i poprosił o mój numer.
- Dałaś mu? - spytała wyrzucając puszkę przez okno.
- Tak. Teraz ty mów jak tam kolejną strzelanina.- rzekłam. Gadałyśmy do wieczora przy czym poszła zgrzewka piwa którą miałam ukrytą w szafie przed Natsu. 

piątek, 6 czerwca 2014

Prolog

27 lipiec 1999 23:37

W normalnym mieście powinna już od godziny trwać cisza nocna, lecz tak się składa, że Magnolia to zupełnie inna bajka. W co drugim lokalu trwa głośna zabawa. Cóż poradzić, że akurat Magnolia nazywana jest "Miastem Szalonych Wakacji".
-Przysięgam, ja nie pisnąłem tam choćby słówka!- czy można wierzyć pijanemu bogaczowi z Crocus? Prawdopodobnie, lecz co jeżeli rzeczywiście zdradził swoich "ochroniarzy"?
-Nie pieprz mi tu, Marble! Masz za długi jęzor na pewno się wygadałeś!-postawny mężczyzna z całej siły uderzył go w twarz. Pan Marble był dobrze sytuowanym redaktorem naczelnym prasy. Znany ze swojej pokaźnej sumki na koncie i słabości do kobiet. Właśnie dlatego wybrał się do baru "Tenrou" z najlepszymi prostytutkami w mieście. Oczywiście nie żałował przy tym alkoholu.
-Uspokój się, Jose.-odezwał się nieco wyższy, jak dotąd milczący facet stojący pod ścianą i przyglądający się gwieździstemu niebu. Ilekroć tylko w nie spojrzał widział Laylę. Kobietę swojego życia, którą stracił lecz odzyska. Musi...
-Co mam zrobić?!-wydarł się Porla. Może i miał swoje lata, ale doświadczenia mu brakło. Do mafii "Grimmore Hart" dołączył dopiero rok temu, gdy stracił wszystko. Dobrze prosperującą firmę, żonę i córkę.
Jude westchnął. Wyjął pistolet i bez zawahania pociągnął za spust, pozbawiając rodziny Marble swojego ojca.
-Po chuj ty to...?!
-Jak wiedzą to wiedzą, jak nie to nie. Cóż za różnica?
-Różnica?! Człowieku to miał być...!
-Uspokój się Porla jeżeli nie chcesz skończyć jak to prosie.-spojrzał wymownie na martwego już dziennikarza-Myślałem, że coś w tej głowie masz ,a tu jednak pusto. Cóż zawiodłeś mnie swoim kompletnym brakiem inteligencji. Co za różnica jeżeli zrobimy to za tydzień czy dziś?-schował pistolet do wewnętrznej kieszeni marynarki.
-Ty to masz łeb Heartphilia! Muchy nawet nie zauważą gdy ugrzęzną w niezłym gównie!

00:42

Lokal przepełniony był dymem i pijanymi już mafiozami. Śmiali się, pili, tańczyli. Nie zważali z kim, ani kogo pozbawili przytomności. Zaledwie przy jednym stoliku brakło miejsca.
-Zdrowie!-wrzasnął Gildarts. Osiem kieliszków w jednym momencie wydało z siebie dźwięk stukniętego lekko szkła.
-Nie powinnam przy dzieciach...
-Corny, nie bądź taka mega poważna!-pisnęła Ul, która wraz z Laylą i Sarą starały się zbytnio nie upić. Alberona westchnęła ciężko i upiła łyk trunku.
-No! To jak tam wasze pociechy?-zapytał Igneel, który w przeciwieństwie do swojej małżonki był nieźle wstawiony. Sara była pewna kto jutro będzie musiał zrobić śniadanie. Znowu ona.
-Tradycyjnie nieusłuchany jak jego ojciec co wielce karierę robi w stolicy!-pierwszy odezwał się Makarov, który już dolewał sobie białego wina.
-Żrą się jak psy.-bąknął rozpaczliwie Gildarts o swoich córkach wywołując chichot u Cornelii.
-Szybko się uczą.-pochwaliła się Pani-Heartphilia-Jeszcze-Do-Niedawna.
-Tłucze kolegów z podwórka.-z równie wielką dumą oświadczył Metalicana.
-Ciągle pyskuje.-jęknęła Ul. Nastała cisza, wszyscy wymownie spojrzeli na Sarę, dobrze wiedząc, że Igneel nic z siebie nie wyrzuci w takim stanie.
-Nie patrzcie na mnie, to jego ulubieńcy.-pisnęła Pani Dragneel. Kochała swoje dzieci ale swojego męża najchętniej by rozstrzelała za jego "szkolenie". Skrycie chciała by Emily w przyszłości żyła jak najdalej od przestępczości. Miała nadzieję, że z czasem wybije jej z głowy zabawę nożami.
-Moja krew!-na ten okrzyk pozostała siódemka jęknęła załamana.
-Jeszcze więcej idiotów w mafii.-jęknął Metalicana na co Dragneel zrobił wyzywającą minę typu "Chcesz się bić?!".
-Cóż zrobić, to właśnie będzie nowe pokolenie tej mafii.-oznajmił Makarov mając nadzieję, że w najbliższych kilku latach budynek nie pójdzie z dymem. Nie wiedział, że jego przypuszczenie spełnią się znacznie szybciej...

W tym samym czasie w pokoju obok...

-Wal się mrożonko!-wrzasnął na całe gardło sześcioletni chłopiec o "kolczastych" różowych włosach.
-Najpierw ty zapałko!-gotowy do użycia pięści był również ciemnowłosy chłopiec.
-Nie bo ty!
-Nie! Ty
-Ty!
-Ty!
-Ty!
-Obaj się zamknijcie!-wtargnęła między nich czteroletnia dziewczynka o brązowych włosach i oczach. Gdy już mieli zacząć bitwę numer 724 obu z hukiem na podłogę.
-Przymknij się wariatko!-pisnęła sześcioletnia  Cana w kierunku młodszej siostry. Natalie mimo młodego wieku tak jak siostra była strasznie wybuchowa. Tak, to miały po matce...
-Sama się drzesz krewetko!-podeszła do nieco wyższej Alberony. Pokój wypełniły piski i krzyki, które z czasem przerodziły się w bójkę.
Prawdopodobnie zakończyłoby to się niezbyt ciekawie, gdyby nie interwencja siedmioletniego Gajeel'a i dziewięcioletniego Laxus'a. Dreyar odciągnął Canę, a Redfox Nate. Posłali sobie tylko mordercze spojrzenia i odeszli w dwie różne strony.
-Oni tak zawsze?-zapytała cicho blondynka siedząca obok małej Dragneel bawiącej się nożem.
-Tak.-mruknęła Emily. Lucy uśmiechnęła się nerwowo.
-Natsu jest super!-pisnął Luke strasząc swoją starszą siostrę. Blondynka podskoczyła i pisnęła.


01:18

Muzyka powoli zaczynała cichnąć, a dzieciaki biegały teraz między potykającymi się o własne stopy balowiczami. Makarov śmiał się właściwie bez powodu tak jak Metalicana i Igneel, którzy na przemian tańczyli lub szykowali na siebie pięści.
Nagle muzyka całkiem ucichła. Zadzwonił dzwonek nad drzwiami sygnalizując, że w barze pojawili się nowi goście. Śmiech i fałszywe nuty śpiewy natychmiast uciekły gdzieś daleko. Każdy tylko stał i wpatrywał się w nowo przybyłych.
Laxus wiedział kim są. Dziadek go uświadomił o wszystkich problemach Fairy Tail, wrogach, i nielicznych długach. Blondyn powoli zaczął wycofywać się do tyłu. Czuł, że z tego nie wyniknie nic dobrego. Wymienił z Gajeel'em porozumiewawcze spojrzenia i kiwnęli głowami. Trzeba gdzieś ukryć dzieciarnię. Dreyar zdołał dojść do młodych Heartphiliów. Lucy spojrzała na niego wystraszona. Stała za kilkoma wysokimi mężczyznami lecz bez trudu dostrzegła stojącego wśród "gości" ojca. Pamiętała go lepiej niż  Luke.
Dreyar powoli wyprowadził wraz z Gajeel'em znaczną większość młodych. Nikt niczego nie zauważył.
-Nie ma Dragneel'ów.-mruknął i ruszył w kierunku głównej sali.
-Chcesz tam iść?-zapytała wystraszona Cana.
-Oni tam zginą,-bąknął. Alberona cicho jęknęła.
-Nate, też tam jest.- dodała. Gajeel wstał z konta jak oparzony. Ta młoda znowu wpakowała się w tarapaty. Nic nie mówiąc wraz z blondynem lecz wtedy rozległy się pierwsze strzały...

Nie miała zielonego pojęcia co robić. Trzymała pistolet w dłoni, a serce biło jej jak oszalałe. Rozglądała się nerwowo po pomieszczeniu. Gdzie Lucy? Gdzie Luke? Kątem oka dostrzegł jak ktoś pada martwy. Rozległy się wrzaski rozpaczy bądź bólu. Pierwszy raz od tak dawna strach spowodował to, że nie była w stanie się ruszyć. Ktoś w nią wycelował lecz nie potrafiła spojrzeć w tamtym kierunku. Nie trafił. Kula lekko drasnęła jej szyję. Nie strzelił drugi raz. Padł martwy. Zabity przez...
-Layla!- głos przyjaciela wyciągnął ją z całkowitego paraliżu. Spojrzała za siebie. Przerażony biegł w jej kierunku.
-Metali...-nie zdołała dokończyć gdyż ból odebrał jej zdolność mówienia. Kula przeszyła jej serce, a mimo to stała, a życie powoli z niej uchodziło. Dźwięk znikał, a widok robił się zamazany. Zdążyła tylko ujrzeć twarz mordercy.
-Jude...-wypowiedziała cicho. Chciała nasączyć swój ton jadem i nienawiścią lecz nie zdążyła. Przed zderzeniem z podłogą uchronił ją Metalicana, który w ostatniej chwili chwycił ją. Z jego oczu płynęły łzy. Wrzeszczał jakieś nielogiczne zdania, wpadł w szał.
-ZABIJĘ CIĘ!-wrzasnął w kierunku Heartphilii. Nie zwarzał na to, że z jego oczu też płynęły łzy. Chciał go zabić, rozpaćkać jego ciało, torturować, wyżyć się.
Gajeel patrzył na to z boku i nie potrafił w to uwierzyć. Pierwszy raz widział swojego "ojca" w takim stanie...

-Eee tato?-zwracanie się do niego w ten sposób ciągle sprawiało mu trudności. Metalicana wraz z "synem" siedzieli na dachu swojego domu i patrzyli w gwiazdy. Najnormalniej w świecie.
-Tak?
-Co to znaczy...kochać?-Metalicana spojrzał na syna zaskoczony. 
-W sensie?
-Kochać kogoś no...mocno. Kogoś spoza rodziny.-wymamrotał nieśmiało. Mężczyzna uśmiechnął się i spojrzał w niebo. Nie odrywając wzroku patrzył w gwiazdy i zastanawiał się nad logiczną odpowiedzią.
-Myślę, że jest czymś nieosiągalnym, co dostają tylko prawdziwi szczęściarze. Kochać kogoś nad życie, być gotowym by oddać za tę osobę życie. Myśleć o niej codziennie, pragnąć jej uśmiechu, płakać wraz z nią, rozśmieszać, pocieszać, chronić. Kochać nawet jeżeli ona nic do ciebie nie czuje, nawet jeżeli widzi w tobie przyjaciela, brata.-chłopiec wysłuchiwał ojca i dokładnie mu się przyglądał.
-Tato, czy ty kogoś kochasz w taki sposób?-uśmiechnął się tajemniczo.
-Tak.
-A kogo?
-Kiedyś się dowiesz.

Kochał Laylę. Szkoda, że ona nigdy nie kochała jego.

Stał blisko niej. Co jakiś czas ich ciała ocierały się o siebie. Nie był do końca trzeźwy ale w takich sytuacjach potrafił zachować się jak profesjonalista nawet po wypiciu alkoholu. Sara pozbyła się kolejnego napastnika. W strzelaniu zawsze była lepsza, w co nie wątpił. Każdy jej strzał był pewny i trafny.
-Tato!-usłyszał głoś Natsu. Spojrzał za siebie i ujrzał swoje dzieci chowające się za ladą. Natsu mocno trzymał za rękę przerażoną Emily. Uśmiechnął się. Nigdy nie wiadomo kiedy jego i Sary zabraknie,a wtedy Natsu będzie musiał zaopiekować się Emily. Ewentualnie na odwrót.
Sara odeszła kawałek od niego jednocześnie chroniąc Gildartsa przed kulą mającą utkwić w okolicach jego łopatki. Z gracją strzeliła i trafiła idealnie między brwi. Była piękna gdy strzelała, gdy odbierała swoim wrogom życie, a jednocześnie opanowana, zimna i bezwzględna. Była jak w transie.
Z jego rozmyślań wyciągnął go dotyk lufy przy jego szyi. Promil alkoholu we krwi robi swoje.
-No, no, no. Ognisty Smok?-rozpoznał głos oprawcy. Jose Porla.
-Tchórz i fretka równocześnie. Porla, jak zawsze skrada się na ofiarę od tyłu.-skomentował Dragneel. Zerknął w kierunku lady. Widział przerażenie obojga dzieci.
-Czyli przyznajesz, że jesteś ofiarą?
-Teraz tak, ale czy się nią staniesz jak strzelisz jak ci Paranormal Activity urządzę, gnoju.
-Zabawny jesteś. Lecz tym razem mam ochotę posłać w piach twoją żonkę na nie ciebie.-Igneel nie dał po sobie poznać jak bardzo rozzłościła go jego wypowiedź. Nigdy nie pozwoli by położył te swoje brudne łapska na Sarze.
-Igneel!-Dragneel wycelowała w Porlę. W każdej chwili była gotowa strzelić i zrobić piękny tunel w jego mózgu. Jose zaczął się psychopatogenie śmiać.
-Głupia!-Ty strzelisz to i ja strzelę! Ale wiesz, tak nie musi być.
-Nie słuchaj go.-zakazał Igneel lecz Sara zignorowała jego uwagę.
-Mów!
-Możesz być na jego miejscu.-zaproponował.
-Strzel.-rozkazał Porlowi Dragneel. Jose lekko zdziwiony spojrzał na wściekłego mężczyznę-STRZELAJ! ZABIJ  MNIE!-dodał znacznie głośniej. Sara posłała przepraszający uśmiech dzieciom. Rzuciła broń i podeszła do Porli.
-Puść go.-wypowiedziała z naciskiem na oba słowa. Porla pchnął Igneel'a. Ten szybko się pozbierał i był gotowy go zabić.
-Nie ważne co by się stało...-zatrzymał się rozpoznając swoje własne słowa-żyj.-huk, krew, a czas się zatrzymał. Igneel wydał z siebie rozpaczliwy krzyk . Sara padła na podłogę,a z jej głowy pociekła krew. Czerwona jak jego włosy.
Natsu zasłonił dłonią oczy siostry, sam zaś patrzył na pogrążonego w szale ojca i martwe ciało matki. Emily słyszała nawet najdrobniejszy dźwięk. Nie upłynęła nawet chwila,a dłoń młodego Dragneel'a była mokra od łez siostry.


Ci co przeżyli stali teraz przed ladą. Metalicana i Igneel byli wyjątkami. Siedzieli ze spuszczonymi głowami. Natsu pierwszy raz czuł się silny. Zawsze ojciec był silniejszy,a ten jedyny raz tylko on jakoś się trzymał. Natalie, która przez ten cały czas ukrywała się pod jednym ze stolików teraz stała obok ojca i matki. Dzieciaki zostały wyprowadzone z pokoju. Miały stać w gromadzie, więc Cana nie miała jak podejść do rodziny. Gajeel stał za Nate tak jakby był jej aniołem stróżem.
-Mamo?-głos Lucy wyciągnął Metalicanę z rozpaczy-Mamo!-Lucy chciała podbiec do martwej rodzicielki lecz Luke zdążył chwycić jej dłoń. Blondynka zalała się łzami.
-Nie płacz siostrzyczko.-prosił Luke. Nie lubił gdy jego siostra płacze, bo wtedy on również zaczynał, a przecież "duzi" chłopcy nie płaczą-Siostrzyczko, błagam, nie płacz.-pierwszy łzy wyciekły spod jego powiek. Jude patrzył na to wszystko ze zbolałym sercem. To jego wina. Odebrał własnym dzieciom matkę, a sobie kobietę życia.
Porla szturchnął łokciem Brain'a, który przewodniczył całej tej akcji, i mrugnął porozumiewawczo.
-Tak, więc jeden krok w naszą stronę, a zarobicie kulką w twarz!-ryknął-Nie macie już naboi nie?-uśmiechnął się chytrze. Błyskawicznie pojawił się przy Cornelii i chwycił ją za nadgarstek. Wyciągnął na sam środek pomieszczenie. Gildarts zareagował od razu lecz Porla był szybszy i postrzelił go w ramię. Ryknął z bólu i upadł.
-Tato!-Nate chciała podbiec i pomóc rodzicielowi lecz nie była w stanie. Gajeel w ostatniej chwili chwycił ją za ramiona i przyciągnął do siebie. Trzymał ją mocno jakby bał się, że za chwilę  ją straci.
-Stój spokojnie.-nakazał Brain do Cornelii. Kiwnął do Porli,a ten wymierzył pistolet w kierunku Natalie.
-Jeżeli chcesz by stała o własnych siłach.-zaśmiał się Jose. Alberona kiwnęła głową. Ktoś przyniósł średniej wielkości beczkę z benzyną. Makarov jako pierwszy doszedł do wniosku co się zaraz wydarzy. Te bestie chcą...
Oblali kobietę zawartością. Gildarts chciał wstać i się na nich rzucić lecz ta w ostatniej chwili mu zabroniła. Była gotowa na śmierć za nich wszystkich. Usłyszała dźwięk zapalanych zapałek.
-Cornelio.
-Mamo.-pisnęła Cana, która czuła, że stanie się coś złego. Nate się nie odzywała, stała. Gajeel trzymał ją mocno. On i Laxus wiedzieli co się zaraz wydarzy.
-Błagam nie.-szeptał do siebie Gildarts.
-Jestem szczęśliwa.-zaczęła Cornelia-Że przyjęliście tę brudną sierotę z ulicy do swojej rodziny. Cano, zajmij się Nate i nie kłóćcie się już. Gildarts...nie ważne jak wielkim, głupim nierobem jesteś...kocham cię.-ogień dotknął jej ciała. Zaczęła płonąć. Co raz bardziej i bardziej. Nie krzyczała. Mimo przeraźliwego bólu dalej się uśmiechała. Po chwili nie była nawet w stanie zmienić mimiki twarzy. Upadła martwa, a ogień rozprzestrzenił się po budynku. Grimmore Hart się ulotniło zanim ogień wymknął się już całkiem spod kontroli.


Stali na zewnątrz. Laxus znalazł tylne wyjście. Wyprowadzili wszystkich, a przynajmniej tak im się zdawało. Ul przeliczała ocalałych. Do grona "milczących" dołączył Gildarts. Luke mimo iż sam płakał starał się wspomóc siostrę. Gray przeklinał pod nosem, a Cana płakała w ramionach Laxus'a, bo w czyich? Natsu wrzeszczał, że ich zabiję ku jeszcze większemu załamaniu Emily. Nie wytrzymała i podbiegła do ojca mocno go przytulając.
-Tato, powiedz, że będzie dobrze! Błagam!-lecz nie odezwał się nawet słowem.
-Czemu milczysz?!-wrzasnął Natsu-Nawet na odezwanie się jesteś za słaby?! Myślałem, że jesteś kimś! Że jesteś silny! To przez ciebie mama nie żyje!-nie wiedział co mówi. Igneel wstał i podszedł do syna. Po jego pustym wzroku można było stwierdzić, że zaraz go uderzy ale nie nachylił się i chwycił go za ramiona.
-Wiem, że jestem słaby! Wiem, że jestem nikim i wiem, że to moja wina!-z jego oczu pociekły łzy-Dlatego błagam cię Natsu, chociaż ty miej siłę chronić tych, których kochasz!-przytulił chłopca, a ten odwzajemnił uścisk i się popłakał. Emily również do nich dołączyła.
-Nie ma kogoś!-oświadczyła Ul. Gajeel rozejrzał się po okolicy. Nigdzie nie było...
-Nate!-wrzasnął i ruszył ku płonącemu budynkowi. W drodze chwyciła go Cana.
-Ocal ją.-szepnęła. Redfox kiwnął głową i już miał ruszyć gdy znowu ktoś go powstrzymał.
-Co ty...?
-Nie mogę jej stracić, tato!-wyrwał się z uścisku i wbiegł w płomienie.


-Mamo.-szeptała słabym głosem. Siedziała wśród płomieni jakby była zaklęta-Mamo.
-Nate!-usłyszała głos przyjaciela. Momentalnie wstała, mimo iż nie miała siły. Nawdychała się mnóstwo dymu. Bała się ognia, ale jakoś w tej sytuacji strach nie miał nic do gadania.
-Gajeel?-ujrzała go między szalejącym ogniem.-Ga...AAAAA!-jej głos rozdarł przerażający krzyk. Czuła jakby skóra na jej plecach się topiła przy czym strasznie piekła.
-Nate!-upadła. Ból był tak mocny, że straciła przytomność. Udało mu się do niej dobiec. Na widok krwi, obficie wypływającej jej z rany miał ochotę zacząć wrzeszczeć lecz jeszcze nie teraz. Wziął ją na ręce i pomknął w kierunku wyjścia. Z każdym krokiem był co raz słabszy, ale musiał dojść do celu. Gorąco i ciężkie, nikłe powietrze nie ułatwiały mu zadania. Doszedł. Czuł jak nogi się pod nim uginają. Nogi i ręce miał poparzone ale nawet nie czuł tego bólu.
-Nate...ratujcie...ją...-wyszeptał i upadł.

Ci co przeżyli, żyją z piętnem tej strasznej nocy. Czy zdołają się od niej uwolnić?